Łowisko
Na Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na krótką 3-dniową zasiadkę. Nigdy wcześniej tam nie byliśmy. Nie planowaliśmy też wykonywać żadnych map tylko posiedzieć nad wodą, a jak się uda to może nawet połowić.
Łowisko Tuszynek znajduje się niedaleko miejscowości Osiek, ma powierzchnie 22 hektarów i średnią głębokość 2,50 metra. Więcej informacji na stronie łowiska >> TUTAJ
Jak się mieliśmy okazję przekonać nie jest łatwo złowić tam rybę. Zależnie od wybranego stanowiska możemy łowić z brzegu lub z pomostu. Dominuje wywózka z łodzi lub zdalnie. Na środku jeziora znajdują się zatopione drzewa, które jednocześnie stanowią punkty orientacyjne granic stanowisk.
Na miejscu
Z tego co zauważyliśmy i zasięgnęliśmy języka to większość wędkarzy wywozi przynęty właśnie tuż pod te zwalone drzewa i taka też była nasza pierwotna strategia. Ogólne nastroje nad jeziorem były bardzo słabe, bo wiele osób było bez ryby, a wcześniejsze upały wskazywały na to, że ryby po prostu nie żerują. Było widać sztuki wygrzewające się tuż pod powierzchnią wody, ale aktywność ryb była praktycznie zerowa. Przygotowaliśmy na tą zasiadkę przynęty od WarmuzBaits , a przez wzgląd na muliste dno nastawiliśmy się na łowienie na bałwanki. Do tego donęcaliśmy gotowaną kukurydza.
Przy okazji dla osób, które szukają wygodnej i prostej aplikacji do oznaczenia punktów nęcenia polecamy GPS Waypoint Finder. Nie jest to zaawansowana aplikacja, ale wygodna i szybka dlatego nam się sprawdza.
Akcja skaner
Rezerwację mieliśmy na stanowisko nr 6. Łowiliśmy z brzegu, z plaży przyjemne miejsce do spędzenia czasu nawet jak ryba nie bierze. Po pierwszej dobie bez brania stwierdziliśmy, że nie ma co tak w ciemno próbować i trzeba uruchomić skaner do pracy. Akurat tak się złożyło, że tego dnia dojeżdżał do nas kolega i wziął skaner ze sobą. Potrzebowaliśmy ustalić, gdzie szukać ryb i jak w generalnie prezentuje się dno na naszym stanowisku. Wykonaliśmy szybki skan i rozeznaliśmy się w sytuacji. Ryby rzeczywiście trzymały się zatopionych drzew, które znajdowały się jakieś 240 metrów od brzegu. Jednak zauważyliśmy, że również tuż za pierwszym stokiem są ciekawe skupiska. Padła decyzja, że na kolejną dobę zmieniamy miejscówkę.
Skupiska ryb zaczynały się już od głębokości 2,5 metra na ok 75 metrze od brzegu. Po dalszej analizie doszliśmy do wniosku, że umieszczamy cztery zestawy na stoku na około 85 metrze, a dwa zestawy posyłamy tuż pod brzegiem pod grążele. Przed nami na tym łowisku wędkarz wrócił z zasiadki bez ryby. Na przyległych stanowiskach nie było nic lepiej, więc wiedzieliśmy, że sytuacja jest trudna. Trzeba było trochę poeksperymentować.
Mamy go!
Na wieczór przerzuciliśmy zestawy. Na efekt trzeba było trochę poczekać, bo okolo 6 rano odezwała się centralka w namiocie i już było wiadomo, że plan się powiódł. Dzięki temu, że zestawy leżały daleko od powalonych drzew na otwartej wodzie nie było obaw, że ryba szybko dostanie się w ich zasięg. Jednak dla bezpieczeństwa do holu użyliśmy łódki i bez większych problemów udało sie wyholować naszego karpia. Satysfakcja była dużą, bo jak wspominałem ogólna sytuacja na całym łowisku była trudna, a my byliśmy tylko na 3-dniowym wyjeździe na nieznanej wodzie. Jednak dzięki szybkiemu rozeznaniu udało się połapać. Połamania kija!